sobota, 13 października 2012

Starania - trzeci trymestr

Nowy doktor początkowo wydawał się trafnym wyborem (został z resztą wybrany na podstawie pozytywnych opinii w Internecie). Zrozumiał, że nie chcę czekać i nie miał żadnego „ale”.
Wysłuchał mnie od początku do końca nie przerywając, zbadał, wytłumaczył, że jeśli w przeciągu 2 cykli nie zajdę w ciążę, wymrozi mi nadżerkę. Zrobił cytologię, mimo że rok od ostatniej nie minął, zapytał o USG piersi (miałam niedawno i wszystko było w porządku). Zaprosił na USG (mimo że miał już komplet pacjentek), żeby zobaczyć, czy pęcherzyk dojrzewa. Skierował na prolaktynę po obciążeniu, następnym razem powie, co dalej. W dodatku uprzejmy, uśmiechnięty, elegancki, ehh... Już się nie dziwię, że wszystkie pacjentki poprawiały się w lusterku przed wizytą.  Jeden minus – również w żaden sposób nie zareagował na  moje bolesne miesiączki (a naprawdę uważam, że co najmniej 24 godziny bólu, na który tylko lekko pomaga ketonal, tarzanie się po podłodze i biegunka, która przez cały dzień trzyma w toalecie, to chyba jednak nie jest norma).

Tego samego dnia odwiedziłam też endokrynologa. Pani doktor starsza, spokojna, najchętniej nic by nie mówiła, ale do tego dopuścić nie mogłam. Pomacała tarczycę, sprawdziła łokieć (???), zerknęła na TSH (miałam blisko 3,9) i powiedziała, że powinno być najwyżej 2,8, ale według niej to nie jest przyczyną niepowodzeń. Nie dałam za wygraną. Przecież TSH u starajacych się powinno być  okolicach 1! Pani doktor złamała się, zatryumfowałam. Przeprowadziła skomplikowany wywiad: zapytała ile mam wzrostu, ile ważę i czy miałam ostatnio wahania wagi (a jakże – 7 kg przytyłam w ciągu pół roku). Powiedziała, acz niechętnie, że możemy zacząć leczenie małą dawką euthyroksu. Słowem o USG tarczycy nie wspomniała, ale i tak wybiegłam z gabinetu jak na skrzydłach, już widziałam swoją owulację i rywalizację plemników alfa. I tu przegrałam, co okazało się dopiero w aptece.

Pani doktor wystawiła nieważną receptę – zapomniała się podpisać, w dodatku wystawiła datę miesiąc wcześniejszą. Nerwy, nagromadzony stres i fakt, że tamtej nocy nie spałam w ogóle sprawiły, że na pewno nie zachowałam się tak, jakbym chciała, jak zachowują się dorośli ludzie – zrobiłam aptekarzowi awanturę, a potem w domu z bezsilności przepłakałam kilka godzin. Oczywiście wcześniej zadzwoniłam do przychdni, pani doktor już nie było, ktoś inny miał mi wystawić receptę w ciągu godziny. Czekałam dwa dni – dobre i to. Niestety – kolejna wizyta u lekarza mnie nie podbudowała. Według dermatologa moje zmiany pojawiające się na żuchwie i stan włosów (nadmiernie, naprawdę, wypadające i wymagające mycia dwa razy dziennie – nawet w okresie dojrzewania tak nie miałam) to ewidentna sprawa zaburzeń hormonalnych. Wspomniana już pani endokrynolog skwitowała to w następujący sposób: „Dermatolodzy mają to do siebie, że lubią sobie wymyślać”. Jednak...

Na kolejnej wizycie ginekolog, do którego udałam się na USG, twierdzi, że to ewidentne objawy PCO. Jak również to, że nagle przytyłam 7 kg (zawsze byłam chuderlawa, moje BMI oscylowało na granicy niedowagi, teraz mam 19,5). Na USG PCO widoczne i bezsporne, jeden jajnik jeszcze dający nadzieję, bo widać jakiś dominujący pęcherzyk, drugi - pojemność 11,8 ml i powyżej 12 drobnych pęcherzyków. Pomyśleć, że gdybym została pod opieką poprzedniego lekarza, o PCO dowiedziałabym się za jakieś 1,5 roku (bo nie widział potrzeby jakichkolwiek badań, przecież mam jeszcze czas...). Wracam do lekarza prowadzącego, dla pewności robi jeszcze jedno badanie i potwierdza diagnozę – PCO. Jestem w szoku, ale przynajmniej wiem, z czym to się je. Dostaję metformax 500 dwa razy dziennie – przez dwa tygodnie praktycznie nie mogę jeść, co zjem, to zwracam, męczą mie biegunki i stany omdleniwe. Rezygnuję z porannej dawki i jest w porządku.

Na początku sierpnia kolejny raz badam hormony – TSH mimo euthyroksu rośnie i jest już powyżej 4, a prolaktyna wynosi 150% normy i wzrasta 8 razy po obciążeniu. Dostaję bromergon i lekko podwyższoną dawkę euthyroksu. W tym czasie czuję się nieco lepiej, zwłaszcza psychicznie, ale cykle nadal się wydłużają, a przy miesiączce bez ketonalu nie jestem w stanie funkcjonować. W ogóle. Przed wrześniową wizytą po raz kolejny kontroluję hormony – w końcu TSH zaczyna ładnie spadać, już tylko 1,92, jest dobrze. Za to prolaktyna.... Wynosi 20 jednostek przy normie od 100. Na wizycie dowiaduję się jednak, że przy hiperprolaktynemii tak bywa i mam się nie martwić.  Doktor robi USG, znów prawy jajnik wskazuje na PCO (metformax chyba nie pomaga), na lewym – pęcherzyk dominujący 14 mm. Podobno owulacja ma być za trzy dni (nie wierzę w to, to 15 dzień cyklu, a moje cykle trwają powyżej 35 dni), a jeśli nie zajdę w ciążę, to ewentualnie mam do niego przyjść. O wymrażaniu nadżerki już nie wspomina. Jest wręcz przekonany, że ciąża będzie, czyli... Nie będzie monitoringu cyklu, który poprzednim razem mi obiecał.

Dlaczego sytuacja mnie irytuje? Poprzednim razem byłam u niego w tym samym dniu cyklu i wyglądało to dokładnie tak samo – pęcherzyk dominujący na lewym i 14 mm, miałam się starać i przyjść za miesiąc w razie niepowodzenia. I teraz pytanie, czy pan doktor wróży? Dlaczego nie można sprawdzić, czy to jajo jednak pęka? Czy co miesiąc mam chodzić, dowiadywać się, że za 3 dni przewidywana jest owulacja? Przecież mam PCO – to wystarczający powód, żeby upewnić się, czy do owulacji dochodzi, ponieważ przy tym schorzeniu nie jest to oczywiste. Dodatkowo, według moich obserwacji, jeśli owuluję, to w okolicach 21-23 dnia cyklu. Jestem dokładnie w tym samym miejscu, co trzy i dwa miesiące temu. Dokładnie –  ta sama wielkość jaja, ten sam policystyczny jajnik, te same leki i wizyta kontrolna za miesiąc. Tracę zaufanie. A doktor wygląda na bezradnego.

Kończę dziewiąty miesiąc starań o dziecko. I nadal nie jestem mamą.

10 komentarzy:

  1. hej Ala nie wiem skąd jesteś ale może spróbuj umówić się do Doktora Leszka Lachowicza który przyjmuje na ul Świtezianki 3 w Krakowie - tel do rejestracji 663178699 Spróbuj moja szwagierka i siostrzenica i koleżanka po bezskutecznych miesiącach i latach (jedna 16 lat) są w ciąży lub już mają swoje maluszki koło siebie ;)))
    to Lekarz najwyższy specjalista, wizyta trwa od 1,5 h do 2h!!! jest endo i ginekologiem, naprotechnologiem i przed wszystkim pomaga w leczeniu PCO oraz bardzo bolesnych miesiączek - zachęcam mnie pomógł przy bolesnych miesiączkach gdzie szłam już na tramalu ... a teraz pomaga w staraniach ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informację:) Jednak prawdę mówiąc wyrażam pewne obawy, gdy słyszę o "specjalistach od naprotechnologii". Być może nie jestem obiektywna, ale naprotechnologia implikuje niezbyt pozytywne skojarzenia i nie idzie w parze z wyznawanym przeze mnie światopoglądem. Choć okres bez bólu brzmi niezwykle kusząco;) Możesz napisać, w jaki sposób pan doktor Ciebie z tego wyleczył?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja o tych łokciach. Moje endokrynolog też mnie zawsze mizia po łapach ;) W niedoczynności tarczycy mamy nadmierne rogowacenie naskórka na łokciach i kolanach. Pozdrawiam, powodzenia.

    Raszefka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, mam, potwierdzam - jupiii! Żartuję, wcale się nie cieszę:( Byłam kilka dni temu u dermatologa i też mi powiedział, że problemy z buzią mam ewidentnie przez nadmierne rogowacenie, tyle że wg niego to sprawa genetyczna. No ale w sumie niedoczynność też po mamie mam.
      Serdeczności.

      Usuń
  4. Czytam wasze historie dziewczyny i rzuca mi się w oczy wasza niecierpliwość, chęć, aby wszystko działo się tu i teraz, niemalże jak małe dziewczynki.
    Alu, brałaś tabletki anty przez 6 lat, podczas których Twoje jajniki po prostu nie działały, mimo że powinny pracować "pełną parą" - dziwisz się, że teraz się buntują? Irytujecie się na lekarzy, że każą wam spokojnie czekać, bo kilka miesięcy to nie tragedia. Mam wrażenie, że do dziecka macie takie podejście jak do wszystkich innych aspektów życia. Chcę mieć samochód/mieszkanie/meble to sobie je kupuje. Teraz, bo tak chcę. A dziecko wymyka się tym ramom, do których się przyzwyczaiłyście. Nie jest kolejną rzeczą do nabycia, punktem programu. To może być irytujące dla tych, którzy mają całe życie zaplanowane i rozpisane co do miesiąca. Ale tak właśnie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy, pewnie masz rację - jesteśmy niecierpliwe. Nie dyskutuję z tym. Weź tylko pod uwagę, że tu nie chodzi o sam "efekt" w postaci dziecka. Chodzi też o wyleczenie z chorób (!). Jeśli idziesz do lekarza, to z zamysłem, żeby się wyleczyć, prawda? Dlaczego zatem starające się osoby, które mają hiperprolaktynemię, nadmiar testosteronu, torbiele, policystyczne jajniki, endometriozę, nierównowagę hormonalną powodującą otyłość, trądzik, depresję mają stosować się do poleceń pt. "przeczekać i być cierpliwym". Gdyby te same osoby nie starały się o dziecko i poszły do lekarza, też usłyszałyby "Proszę poczekać jeszcze kilka miesięcy, może samo minie", czy jednak lekarz zacząłby je leczyć? Zresztą - wyjaśniłam tę kwestię w innej notce. Zdrowe kobiety mogą spokojnie czekać, chore powinny być leczone, a nie karmione historyjkami o czasie, który w magiczny sposób je wyleczy. Jednak to oczywiście tylko moje zdanie, które na pewno nie należy do obiektywnych. Zawsze chętnie poznam inny punkt widzenia. Serdeczności:)

      Usuń
    2. Blog działa czy może są jakieś okoliczności bardziej Cię pochłaniające? ;)
      Jakie hormony oprócz TSH i prolaktyny miałaś oznaczane?
      Miałaś robioną krzywą cukrową po obciążeniu glukozą?
      Pozdrawiam, PCO-wiczka

      Usuń
    3. o rany, jak to było dawno :) w międzyczasie pogubiłam hasła, pomieszałam konta, życie wywróciło się do góry nogami, a mój syn właśnie skończył rok:)

      Usuń
  5. Anonimowy nie ma racji. Nie ma na co czekać. Czas biegnie bardzo szybko i zanim się obejrzysz stuknie ci "sorry, too late". Mam koleżankę, którą tak "leczyli". "Pani ma czas" - aż tu nagle okazało się, że pani czasu już nie ma, że już po ptakach, a pięćdziesiątka to nie jest czas na dziecko.
    Trzymam kciuki. W ramach podtrzymania na duchu przytoczę przykład koleżanki, która po wydaniu fury kasy na leczenie, urodzeniu dwójki dzieci z in vitro (w końcu! po latach!), zaszła w ciążę naturalnie i, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, urodziła trzecie. Organizm ludzki jest zadziwiający i wszystko, pozytywne wszystko, może się wydarzyć.
    mmena

    OdpowiedzUsuń
  6. jesli nie ejstes pewna co do owulacji, to rob sobie domowe LH testy. Pewnie, ze to nie to samo co USG co kilka dni, ale moze dac pewne wskazowki. No i warto zaczac mierzyc temperature, chociaz nie wiem jak to przy PCO jest z wykresami.

    OdpowiedzUsuń