wtorek, 2 października 2012

Starania - drugi trymestr

Próbuję nie zwracać uwagi na nieprzechodzący ból. W międzyczasie cykle nieco się wydłużają, miesiączki praktycznie zanikają, wyglądają raczej na plamienia. W tym okresie zaczynam prowadzić obserwacje swojego organizmu. Śluz, szyjka macicy, kłucie owulacyjne, bóle piersi – wszystko skrzętnie notuję, licząc na to, że wykresy pomogą kiedyś lekarzowi w postawieniu ewentualnej diagnozy i pozwolą mi na wyznaczenie dni płodnych.


Dzięki wykresom zauważam, że nie wszystko chodzi jak w zegarku. Ból też jest coraz silniejszy. Pierwszego dnia cyklu nie da się wyjść z domu. Inaczej – pierwszego dnia cyklu nie da się wyjść z ubikacji, nie da się wytrzymać bez ketonalu, nosp, leków przeciwbiegunkowych i wycia z bólu. Cała miednica jest źródłem ognia. Więc może jednak nie wszystko jest ok? Nowe torbiele, endometrioza? Pani kochana, przesadza pani, taka pani uroda, urodzi pani dziecko, to się pani unormuje. Tak... jeśli urodzę dziecko. W tym celu właśnie chodzę do lekarza. Na ścianie w gabinecie na oko setka zdjęć maluchów, które imć doktor A sprowadził na świat – teraz już wiem, że ich mamy na pewno nie miały problemów z płodnością, w innym wypadku ten lekarz by im nie pomógł. Pani kochana, pani młoda, ma jeszcze tyle czasu. Tak, ale na pewno nie zamierzam czekać dwóch lat bezczynnie.

Na kolejnej wizycie nie mam już USG. Lekarz po badaniu palpacyjnym stwierdza, że torbiele się wchłonęły, nie reaguję też bólowo na badanie, więc wszystko jest ok. Może dostanę jakieś skierowanie na badania? Pani kochana, to za wcześnie, co się pani tak spieszy. Kota pani ma? Kotem się pani nie przejmuje. Jednak wymuszam skierowanie na podstawowe badania w kierunku toksoplazmozy, cytomegalii, żółtaczki, różyczki – jak się później okazuje, skierowanie niepełne i muszę dopłacić 300 zł, żeby dostać miarodajne wyniki. Hormony? Pani kochana, po co badać hormony. Z tym panem już więcej się nie spotkamy. Resztę badań zlecam sobie sama z pomocą Internetu.

Czy mam jakieś obciążenia rodzinne? Tak, tarczyca. Okazuje się, że może mieć wpływ na płodność. Pyk, kolejna stówka – niezmarnowana za to, bo tarczyca okazuje się dobrym tropem. Wyniki kiepskie, wróć, wyniki dobre – ale jak na panią w okresie menopauzy. Czas wybrać się do endokrynologa. Kilka dni później już tam jestem, jednak wizyta nie okazuje się sukcesem. Lekarz endokrynolog (sic!) mówi mi bowiem, że tarczycą to on się nie zajmuje... Po kilku średnio udanych żartach („Życzę, żeby urodziła pani śliczną małą dziewczynkę, nie chłopczyka – bo ich nie lubię”), doktor B ochoczo wydaje za to skierowania na badania hormonalne. Jedyny plus tej wizyty. A ja szukam dalej.

1 komentarz:

  1. Tak Alu, szukaj lekarza. Życzę Ci takiego, który słucha, a nie zna odpowiedź zanim usłyszy pytanie.
    Ja mialam pecha znaleźć sie u lekarki, która ponoć prowadziła ciążę której nie było. Dylemat (mojego) wieku skwitowała to złotą myślą "ja też urodziłam po 40-tce".
    Dobry lekarz, to podstawa. Potem łatwiej (powiedzenie z górki byłoby pewnym nadużyciem).
    Powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń