poniedziałek, 1 października 2012

Starania - pierwszy trymestr

Po sześciu latach stosowania  antykoncepcji, studiach, orce na dwóch etatach, misjach o kryptonimie Ślub na wariackich papierach, Kredyt na miarę oraz Zakup mieszkania i kontrolowane szaleństwo, nadszedł ten dzień – odstawiamy piguły, luzujemy i idziemy na całość. Nawet mieliśmy jeszcze chwilę poczekać, miesiąc, dwa trzy, aż zostaną położone panele, ściany pomalowane, skręcone wszystkie meble ze sklepu na I. Jednak tak naprawdę chyba tego nie chcieliśmy (no dobra – ja nie chciałam) i w ten oto sposób w ostatnią noc 2011 roku zaczęliśmy starania.


Miało pójść gładko i nawet przez pierwsze trzy miesiące się nie martwiłam. Po odstawieniu tabletek czułam się świetnie, pierwsze dwa cykle przychodziły jak w zegarku, z czego się cieszyłam (tyle się naczytałam, jak to tabletki potrafią organizm rozwalić, jak okres może nie przyjść przez pół roku). Potem coś zaczęło się psuć, miałam wrażenie, że wracam do gimnazjum. Skóra jak u nastolatki (szkoda tylko, że chodzi o trądzik, a nie bijącą świeżość), włosy z łojotokiem, wypadają na potęgę, kolejne kilogramy w górę, dojmujący ból piersi i jajników. Pierwsza wizyta – lekarz (nazwijmy go lekarzem A) od razu, jeszcze przed jakimś konkretniejszym badaniem, wyskakuje z szokującą diagnozą – ciąża pozamaciczna. W trybie cito wysyła mnie na USG, które na szczęście diagnozy nie potwierdza, ale stawia nową – na każdym jajniku dosyć dorodne torbiele. Leczenie? Jakie leczenie, przecież same się wchłoną. Uważać tylko na jakieś nadprogramowe krwawienie, bo to znak, że coś pękło. I że wtedy to trzeba na pogotowie. Pojawić się na wizycie za miesiąc czy dwa. Czy torbiele mogą mieć wpływ na to, że nie zachodzę w ciążę? Pani kochana, według WHO ma pani dwa lata na zajście, dopiero potem czas, żeby się badać i martwić. Toksoplazmoza, różyczka? Ale pani się spieszy, może następnym razem. W porządku. Staramy się dalej. Głupia jestem, zachłanna, niecierpliwa.

Dobrze, że nie zbliżam się do czterdziestki – wtedy te dwa lata płynęłyby na pewno szybciej. Ale przecież wszystko jest względne.

2 komentarze:

  1. Jakbym czytała o sobie...
    Odstawiłam tabletki w celu oczywiście zajścia w ciążę, po kilku miesiącach wizyta u lekarza i diagnoza: torbiel czynnościowa 3cm. Leczenie: kuracja hormonalnymi środkami antykoncepcyjnymi, powinna się wchłonąć. Kontrola za trzy miesiące. Torbiel się nawet nie ruszyła, lekarz zmienił leczenie na inne. Kolejna kontrola: to samo. Lekarz znowu chciał dać tabletki antykoncepcyjne (oczywiście inne tym razem), ale na moją sugestię, że nie chcę brać pigułek, bo chcemy zajść w ciążę stwierdził: No dobrze, to jak pani nie chce, to nie musi. Proszę tylko co 3-4 miesiące zgłaszać się na kontrolę, bo trzeba ją monitorować. Poszłam do niego jeszcze raz z pytaniem,czy nie ma innego sposobu leczenia, pytałam też o jej operacyjne usunięcie-brak odpowiedzi, jakby sam nie wiedział. Dostałam na szczęście tylko spis badań gł. hormonalnych, które miałam wykonać i tyle. Z wynikami i torbielą poszłam już do innego lekarza. Diagnozę potwierdził (cysta czynnościowa), przepisał jakieś mocne leki hormonalne na dwa miesiące i dodał,że jak nie pęknie lub wchłonie się po tym czasie to mam się szykować na operację. Natomiast, gdy pokazałam mu wyniki z prośbą, by zerknął ponieważ staramy się od roku o dziecko fuknął: Czego Pani chce od tych wyników?! Jest pani młoda, proszę się cieszyć z seksu a nie wymyślać :/ No tak, miałam przecież "tylko" 26 lat, po co się spieszyć i denerwować... :/ Nie miałam ochoty, jednak zjawiłam się u niego w gabinecie, by sprawdzić co z torbielą. Niestety, dalej nic. Dostałam więc skierowanie na laparoskopię, a szpital mogłam sobie wybrać sama, bo on w żadnym nie pracuje, ale poleca uniwersytecki. Poszłam raz i nie wróciłam :/ Pacjentki traktowane taśmowo, a ja spędziłam tam 7 (!) godzin czekając na samo zapisanie się na termin, uwaga: za 4 miesiące. Spędziłam pół nocy szukając i czytając opinie o lekarzach i szpitalach, bo w moim mieście jest ich kilka. Poszłam na wizytę do trzeciego lekarza, ordynatora w zupełnie małym szpitalu: lekarz przemiły, potraktował mnie jak człowieka,wszystko dokładnie wytłumaczył i skierował do siebie na laparoskopię na za 3tyg. Jednak już podczas mojego wywodu stwierdził, że to nie może być torbiel czynnościowa, bo taka by się wchłonęła bez problemu, co potwierdziło usg. Czemu tylko jego dwaj poprzednicy nie zauważyli tego? Operację przeprowadził świetnie, teraz jestem pod jego opieką i przygotowuje mnie do ciąży, gdyż okazało się że hormony wcale nie są takie super, jak sugerował poprzedni lekarz. Jestem jednak dobrej myśli i wiem na pewno, że warto było przejść taką drogę, by wreszcie trafić na swojego lekarza, przy którym czuję się bezpiecznie jako pacjentka i rozumiana jako kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaudio, dziękuję za komentarz. Niestety, tak to właśnie jest, że jesteśmy zdane na łaskę lub niełaskę lekarzy. Komentarze odnoszące się do wieku uważam za żałosne, bo skoro decydujemy się na dziecko, tzn. że uznałyśmy ten właśnie moment za odpowiedni - a w przypadku jakiejś dolegliwości czas nie działa na naszą korzyść. Czy tylko ze względu na to, że mam 25 lat i jeszcze kupę czasu na urodzenie dziecka, mam czekać "spokojnie", mając świadomość, że w organizmie dzieją się rzeczy, które działają na moją szkodę? Mam czekać dwa lata, pięć, osiem, a potem już tylko in vitro, bo lekarz wcześniej uznał, że jestem "za młoda" na wdrożenie leczenia? Nie godzę się na to i właśnie to zmobilizowało mnie do założenia bloga. Jeśli choć jedna osoba nie da się "spuścić na drzewo" dzięki mnie, będę szczęśliwa;) Jeśli chcesz, wyślij mi maila (klinikaplodnosci@gmail.com) z imieniem, nazwiskiem lekarzy, których polecasz lub nie, plus 2-3 zdania uzasadnienia - wkleję ich na listę:) A już jutro lub w niedzielę nowa notka, zapraszam do czytania. Serdeczności, A.

    OdpowiedzUsuń